SPRAWDZIAN Z ŻYCIA
Koniec, czy
początek czegoś nowego? Życie stawia przed tobą i twoimi najbliższymi jedną z
największych prób. Egzamin z człowieczeństwa i miłości. Nie ma większego wyzwania
dla twojego ukochanego. Czy sprosta? Podda się, czy będzie walczył o was? Czy
będzie miał siłę zmierzyć się z przeciwnikiem groźniejszym niż Brazylia czy
Rosja. Ma do rozegrania ważniejsze spotkanie niż mecz finałowy Igrzysk
Olimpijskich. Mecz o swoją i twoją przyszłość. Stchórzy i ucieknie, czy weźmie
na swoje barki brzemię twojej choroby? Niczego od niego nie wymagasz, bo wiesz
jak potężnej próbie musi sprostać wasze uczucie.
Zaczęło się
tak niewinnie. Drętwiejąca ręka, czasem noga. Ignorowałaś objawy, bo nie były
na tyle uciążliwe żeby zmusiły cię do pójścia na badania. Były ważniejsze
rzeczy. Przygotowania do waszego ślubu były już na ukończeniu pomimo, iż nie
mogłaś liczyć na pomoc swojego narzeczonego, który intensywnie przygotowywał
się do Igrzysk Olimpijskich w Rio. To jego debiut na tak wielkiej imprezie i
niczym nie zawracałaś mu głowy. Spełniały się wasze marzenia o olimpijskim
medalu i szczęśliwej rodzinie. Starałaś się wspierać Andrzeja w każdym momencie
jego kariery. W chwilach tryumfu stałaś w jego cieniu, wychodziłaś z niego, gdy
potrzebował wsparcia w obliczu ciężaru porażki spadającej na jego barki. Pomimo
wzlotów i upadków, trudnych chwil i kryzysów wasza miłość wydawała się być
jedynym pewnikiem, czymś niewidocznym, ale stałym. Wraz z upływem lat
dochodziliście do wniosku, że świat bez drugiej osoby nie byłby już taki sam,
nie byłby tak piękny i o wiele trudniej byłoby sprostać wymaganiom życia
codziennego. W najczarniejszych snach nie przypuszczałaś, że nie będzie ci dane
cieszyć się z sukcesu olimpijskiego Andrzeja. W momencie, gdy on odbierał medal
i ze łzami w oczach słuchał Mazurka Dąbrowskiego, ty także ze łzami wpatrywałaś
w wyniki badań i słuchałaś współczującego głosu pani ordynator neurochirurgii
jednego z warszawskich szpitali. Stwardnienie rozsiane dla ciebie, jako osoby
aktywnej i pełnej życia to wyrok śmierci. Za kilka miesięcy jak będziesz miała
pecha, lub za kilka lat jak będziesz mieć szczęście zostaniesz przykuta do
łóżka, będziesz wegetować i powoli umierać.
Choć na
kilka chwil spychasz swoje problemy w najciemniejsze zakamarki duszy i witasz
szczęśliwego Andrzeja w progu waszego warszawskiego mieszkania. Cieszysz się i
świętujesz razem z nim, w towarzystwie romantycznej muzyki i nieprzyzwoicie
drogiego wina. Potem kochacie się namiętnie na puchowym dywanie w salonie.
Oddajesz mu się tak jakby miał to być wasz ostatni raz. Gdy twój ukochany
zasypia płaczesz przez pół nocy, bo być może jutro zawali się twój poukładany
świat. Wpatrujesz się w pierścionek zaręczynowy i obracając go podejmujesz
jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu. To właśnie jutro zwrócisz Andrzejowi
wolność i zwolnisz go z danego słowa. Nie chcesz go obarczać tym, czego sama
nie ogarniasz. W nocy wydawało ci się, że ta rozmowa pójdzie ci o wiele łatwiej,
ale gdy rano poczułaś jego ciepłe usta i szorstki zarost na szyi, plecach i
pośladkach po prostu się poryczałaś. Oniemiały i przestraszony Wrona przytulał
cię i uspokajał przez wiele minut.
- Aniu, co
się stało? Zrobiłem coś nie tak? Powiedz coś! – prosi cię kołysząc twoje drżące
ciało w swoich ramionach.
- Daj mi
chwilę kochanie. Musimy porozmawiać. – uspokajasz się i doprowadzasz do
porządku.
Już nie
płaczesz, na zimno przedstawiasz swój punkt widzenia narzeczonemu. Tłumaczysz mu,
czym jest ta choroba i do czego prowadzi. Całkowicie zdezorientowany Andrzej
bierze z twojej ręki pierścionek, ale nie pozwala ci odejść.
- Anka, za
kogo ty mnie masz. Ja cię kocham i nie mam zamiaru z ciebie rezygnować – mówi to
z takim przekonaniem i zacięciem, że chcesz mu uwierzyć, chcesz być w tym
momencie egoistką i chcesz go tylko dla siebie. Przecież wszystko mu
powiedziałaś, masz czyste sumienie, to jego decyzja.
- Nie wiesz,
o czym mówisz i na ci się piszesz kochany.
Bierzecie ślub
i pierwsze lata waszego małżeńskiego życia, to pęd za wszystkim, co chcesz
jeszcze zobaczyć, spróbować, zrobić o własnych siłach nie bacząc na swoje coraz
mniej sprawne ciało. Korzystasz z życia, choć masz ogromne wyrzuty sumienia, bo
zabierasz je Andrzejowi, skazujesz go na cierpienie i przyglądanie się twojej
agonii.
Gdy
nadchodzi moment, gdy ruszasz jedynie głową i palcem wskazującym prawej dłoni
masz dużo czasu na myślenie, zbyt dużo. Już dawno zwolniłaś męża z wszelkich
obietnic i przysięg. Nie nosi obrączki od kilku lat – pozwoliłaś na to. Dałaś
mu wolną rękę w poszukiwaniu towarzyszki życia, prosiłaś tylko, żeby się z tym
nie afiszował i pozwolił ci mieć choćby wyobrażenie jego i siebie – RAZEM.
Najbardziej odczuwasz to, gdy nie wraca do domu na noc, gdy dotyk nie jest już
dotykiem mężczyzny, a opiekuna, który czuje się za ciebie odpowiedzialny.
Jesteś tylko workiem na kości, dobrze o tym wiesz patrząc w jego oczy, w
których nie ma już iskierek na twój widok. Nie masz do niego żalu, choć
mogłabyś, bo dałaś mu wybór. Gdy wpatrujesz się godzinami w koszyczek leków
stojący obok twojego łóżka myślisz o tym, co by było gdybyś je wszystkie
połknęła. Tylko myślisz, bo twoje ułomne ciało nie pozwala ci tego zrobić. Masz
też świadomość, że nawet jak byłaś w stanie to zrobić, to i tak i nie targnęłaś
się na swoje życie, bo ty masz odwagę zmierzyć się z tym, co zgotował dla
ciebie Bóg. Samobójstwo byłoby zbyt prostym wyjściem dla ciebie i dla Andrzeja,
bo sztuką jest zmierzyć się z życiem, a nie je zakończyć.
Ktoś bardzo
mądry powiedział kiedyś, że kto dziękuje dwa razy prosi, więc ukochany mężu dziękuję
ci, że jesteś, że trwasz, że czujesz. Proszę jednocześnie żebyś dalej był,
żebyś czuwał i żebym w chwili śmierci to twoją twarz zapamiętała, bo ty jesteś wszystkim,
co mam i wszystkim, co kocham.
DZIĘKUJĘ!
Tyśś:) obiecany Andrzej:)
Śliczne. Chociaż smutne to piękne. Andrzej pokazał, że można przecież wytrwać przy ukochanej kobiecie do końca bez względu na jej chorobę. A to, że kogoś szukał? Też ma prawo być szczęśliwy.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się fragment, w którym nie pozwala jej odejść. To prawdziwa miłość :)
dziękuję, kochana, za takie piękne opowiadanie :)
Stwardnienie rozsiane to jedna z chorób która mnie przeraża i która niestety jest obecna w mojej rodzinie :( W sumie każda choroba która w jakiś sposób nas ogranicza mnie przeraża. Wiem też jedno dopiero w obliczu tragedii przekonujemy się czy dana osoba nas naprawdę kocha. Andrzej pokazał Ani że ją kocha zostając przy niej. Ona kochała go jeszcze mocniej gdy dała mu przyzwolenia na rozpoczęcie życia od nowa, pozwoliła być mu szczęśliwym a sama skazała się na jeszcze większe cierpienie. Andrzej też pewnie cierpiał choć starał się żyć gdzieś z kimś innym, bo prawdziwej miłości nie da sie o tak wyzbyc
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. Przepraszam, więcej nie jestem w stanie napisać.
OdpowiedzUsuńAndrzej zachowal sie jak mezczyzna, prawdziwy mezczyzna, wrecz z moich snow. Nie zostawil Anki, choc ona przekazala mu klarowna sytuacje.. Dobrze, ze nie ma odwagi wziac tych tabletek i popelnic samobojstwa. Trzeba stawic sie z losem twarza w twarz.
OdpowiedzUsuńBtw. ANDRZEJ ♥
Stwardnienie rozsiane to moim zdaniem najbardziej upokarzająca choroba ludzkości. Nie umiera się szybko tylko czasem ciągnie się to latami, a chory jest coraz mniej sprawny i zależny od innych.
OdpowiedzUsuńOn ją kochał i został przy niej i pomagał jej przejść tą chorobę. Ania miała kogoś kto ją kochał, a większość odwraca się kiedy słyszy prawdę, albo zostaje, a później się z tym kompletnie nie radzi przez co rani chorego :/
O Boże. Świetne. Płaczę, bo taka choroba dla tak młodej dziewczyny to coś niewyobrażalnego dla każdego z nas. Szok.
OdpowiedzUsuńJeju, popłakałam się. Jak ty to robisz, powiedz mi, że wywołujesz u wszystkich praktycznie takie same objawy, gdy czytamy twoje historie. Jestem tak dumna z Andrzeja. I tak samo dumna z Ani. Po prostu. Nie dam rady nic więcej napisać. ;)
OdpowiedzUsuńStwardnienie rozsiane? Miałam do czynienia i nawet sama kiedyś zapisałam kilka rozdziałów w magicznym zeszycie o podobnej tematyce, ale chyba nic z tego nie wyjdzie ;)
OdpowiedzUsuńWiesz co jest najgorsze w tej chorobie? Świadomość tego co się dzieje z twoim ciałem. jednego dnia możesz jeszcze chodzić, a drugiego nie możesz wstać z łóżka. I jeszcze ta myśl, że mój mężczyzna zamienił mi na kogoś zdrowego. Niby sama tego chciała, ale nie wierzę, że nie było jej przykro. Eh, i pomyśleć, że takie rzeczy dzieją się naprawdę...
Zatkało mnie kompletnie. Wow! Jedyne, czego jestem pewna, to to, że zachowałabym się tak samo jak Anka. Może taki już urok nas - Ań. Ale nie spodziewałabym się raczej pomocy ze strony partnera. Andrzej udowodnił, że kocha i to ponad wszystko. Nie wiem, czy potrafiłabym pozwolić mu na zaczęcie nowego życia. Jasne, że jego dobro byłoby najważniejsze. Ale jednak świadomość, że on mógłby być ot tak z inną, i to jeszcze, kiedy nasza bohaterka żyje... To bardzo trudne przeżycie.
OdpowiedzUsuńChyba najbardziej niesamowita historia, dziękuję Ci za nią. I że po raz kolejny mogłam się popłakać. To za dużo! :**
Ściskam, Anna.
/releve-moi/
Mialas rację. To cholernie smutne. Ale i cholernie piękne zarazem. Gdy czytam takie historie, słowa przysięgi małżeńskiej o życiu, wspólnym życiu w zdrowiu i chorobie, o nie opuszczaniu siebie aż do śmierci wydają się mi tak strasznie banalne, ale i magiczne jak nigdy. Bo nie sztuka jest kochać siebie, gdy jesteśmy młodzi i piękni. Nie sztuka jest odnosić się do siebie z szacunkiem, gdy nic nam nie dolega, gdy potrafimy być szczęśliwi i usmiechnieci. Sztuka jest być że sobą do samego końca. Sztuka jest wspierać się w nawet najgorszych chwilach.
OdpowiedzUsuńBuziak :***
wzruszyłam się, cudowny rozdział !
OdpowiedzUsuńJak pod ostatnim rozdziałem przeczytałam, że kolejny będzie Wrona to oczyma wyobraźni widziałam ten jego seksowny zarost i jego całego tak jak go Pan Bóg stworzył z jego dziewczyną w jakiejś dwuznacznej pozie. O zgrozo, moja wyobraźnia mnie dobija!
OdpowiedzUsuńWchodzę tutaj, czytam z otwartą gębą i wiesz co? Przyznaję się, że się wzruszyłam. Chyba więcej nie napiszę, bo po prostu znowu utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że to wszystko jest takie prawdziwe.
Buźki ;*
Zakręcona ;)
Czy można opisać śmierć powolną i przygnębiającą i taki sposób, że mimo wszystko czytając to, da się nie płakać, a cieszyć prawdziwym uczuciem? Zdecydowanie można i przykładem takiego działania są te wszystkie Twoje historie z tą z woli głównej ;) Kurcze no dziękuje ci już po raz kolejny, ale nie mogę inaczej, bo za takie genialności nie da się nie podziękować ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dzuzeppe ;*
Szczerze mówiąc wzruszyłam się tą historią. Pokazała, że miłość była najsilniejsza jak i złożona przysięga ma swoją moc. To wspaniałe, że w tak trudnych chwilach ludzie potrafią się nadal kochać i wspierać. Andrzej też zachował się tak jak powinien, udowodnił że kochał Anie i był przy niej nie zostawił jej mimo iż pozwoliła mu na to by ją opuścił. To naprawdę niesamowita opowieść. Kocham twoją twórczość, zawsze mogę się zaczytać. :)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM !!!
Paulka
Omg, cieszę się, że to druga z kolei historia z przesłaniem! Nie za bardzo wiem jak je oceniać. Andrzej kochał Anią do końca i trwał przy niej czy może ona stała się tylko dla niego obowiązkiem? Bo opisałaś jego zachowanie tak, że można je zinterpretować w obie strony. Tak czy inaczej, uważam, że zasługuje na szacunek za to, że z nią został. Nawet jeśli robił to z poczucia obowiązku. Mógł przecież ją zostawić, w końcu Ania sama mu to proponowała.
OdpowiedzUsuńBędę płakać, naprawdę. Nic mnie tak nie wzrusza jak choroba w tak młodym wieku i przy świetlanej przyszłości.
OdpowiedzUsuńAż sama nie wiem, czy Andrzej dobrze robił, czy może jednak nie. W każdym bądź razie - duma mnie rozpiera. Bo nie każdy facet potrafi wytrwać przy kobiecie w fazie tak potwornej choroby. Mężczyzna jak marzenie!:)) Tyle że nie jestem pewna, czy jego intencje aż do końca były szczere. Bo jej na pewno.
Cóż, tym się nie martwię, rozpływam się nad takim Wronką:)
nie wiem, czy bardziej mi szkoda Andrzeja czy Anki. ona chciała uczynić go szczęśliwym zwracając mu wolność, a on chciał dotrzymać obietnicy, ale sytuacja chyba trochę go przerosła. idę się wyryczeć :(
OdpowiedzUsuńWzruszające. :(
OdpowiedzUsuńNaprawdę, szkoda, że nie napisałaś takiej pełnometrażowej historii.
Ale jest Andrzej, tylko szkoda, że w takim nostalgicznym wątku.
Rozdział łapie za serducho. :c
A dałoby się coś o Kosoku? :D
Bardzo wzruszająca historia, dająca do myślenia, taka z głębokim przesłaniem! :)
OdpowiedzUsuńStwardnienie rozsiane to przerażająca choroba, zwłaszcza gdy spotyka ludzi w tak młodym wieku. Występuje ona w mojej rodzinie i mniej więcej wiem, jak ona potrafi zniszczyć człowieka...:(
Historia Ani i Andrzeja jest dowodem na to, że prawdziwa miłość wszystko przetrwa. :)
pozdrawiam:*
Ja to powinnam była naprawdę za każdym razem jak wchodzę do Ciebie to zaopatrzyć się w paczkę chusteczek bo zawsze beczę, ot co! Biedna Ania - życie to jednak nie jest sprawiedliwe, przecież oni byli tylko młodzi i do szaleństwa w sobie zakochani, a tymczasem los tak ich doświadczył - stwardnienie rozsiane, nawet nie próbuję sobie wyobrażać jak poczuła się Ania gdy się o tym dowiedziała, ani co czuł Andrzej gdy na krótki czas przed ślubem dowiedział się, że jego przyszła żona jest śmiertelnie chora. Przez krótki czas po ślubie próbowali łapać życie cały garściami i oszukać chorobę... ale ona i tak przyszła...
OdpowiedzUsuńPiękna historia, szkoda tylko, że nie ze szczęśliwym zakończeniem, że cud się nie wydarzył...
Rusza za serducho, nie ma co...
OdpowiedzUsuńSama wiadomość o chorobie potrafi sparaliżować, a co dopiero choroba :(
Love story z happy endem to, to nie jest. Ale czy tak właśnie nie kończy się większość realnych historii życiowych?
Pozdrawiam :*
Od prawie pół minuty wpatruję się tępym wzrokiem w kursor myszy i coraz gorzej go widzę, bo oczy aż zaszkliły mi się z wrażenia. To jest piekielnie smutne, piękne, prawdziwe i wspaniałe. I ja już nic więcej Ci nie powiem, bo naprawdę nie jestem w stanie.
OdpowiedzUsuńNie wiem, ile to trwało, ale Andrzej... Trochę się pospieszył...
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia... Jeśli decydujemy się na bycie razem, to do końca, a nie póki wszystko jest dobrze. Miałam styczność z podobną historię, choć z inną chorobą w tle i nadal uważam, że tamten facet zachował się jak ostatni sk... Ten zachował się tylko nieco lepiej.
OdpowiedzUsuńWywołujesz we mnie ogrom emocji. Powinnam być na Ciebie zła za tą chorobę ,ale po prostu nie mogę. Pokazujesz nam ,że pomimo tego zabiegania i materializmu,który jest wszechobecny we współczesnym świecie prawdziwa miłość jest możliwa. Pokazujesz,że życie to nie tylko droga pełna szczęśliwych niespodzianek, życie to bardzo trudna droga,przez którą powinniśmy przejść z osobą,którą darzymy ogromną miłością. Nie wiem co mogę jeszcze napisać. Potrzebowałam nawet chusteczek no .
OdpowiedzUsuńJeżeli masz czas i ochotę to zapraszam do siebie na jestes-wszystkim-czego-potrzebuje.blogspot.com
Bohaterem mojej historii jest Andrzej Wrona ;D
Buziaczki