piątek, 27 września 2013

Złych wspomnień nie musisz brać ze sobą. I bez tego będą cię prześladować



ZŁY DOTYK BOLI CAŁE ŻYCIE



Paraliżuje mnie strach, gdy słyszę trzask łamanej gałązki za moimi plecami w ciemnym lesie. Boję się, tak bardzo się boję, gdy otacza mnie mrok. Drzewa kładąc cienie otaczają mnie próbując złapać w swoje macki. Krzyk grzęźnie mi w gardle, a łzy zalewają oczy. Gdziekolwiek bym się nie obróciła widzę jego twarz wykrzywioną w paskudnym uśmiechu. Gdy wyciąga ręce w moim kierunku, jego twarz się rozmywa, a ja budzę się z zlana potem z echem mojego krzyku odbijającym się od ścian sypialni. Ten sam sen prześladuje mnie o blisko 20 lat. Teraz coraz rzadziej i tylko wtedy, gdy jego nie ma obok mnie, gdy silne ramiona nie obejmują mojego ciała i nie kołyszą pół nocy w pocieszającym geście.

Najgorsze są właśnie chwile, w których mój narzeczony wyjeżdża i zostawia mnie samą ze wspomnieniami. Zawsze wtedy mój umęczony umysł serwuje mi powtórkę z rozrywki. Gdy na ulicy zobaczę mężczyznę podobnego do mojego dręczyciela, to uciekam w popłochu. Każdy szpakowaty, pulchny facet powoduje u mnie odruch wymiotny. Właściwie każdy mężczyzna mnie przeraża oprócz Jochena. Brzydzę się, gdy ktoś obcy ociera się o mnie w kolejce do kas w supermarkecie lub w tłoku w kościele na rannej mszy. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy przedstawiciel płci przeciwnej chce mnie skrzywdzić i, że jestem już dorosła i jestem w stanie sobie poradzić, ale dziecięcy głosik w mojej głowie ciągle powtarza „bądź grzeczna Urszulko, bo powiem twoim rodzicom i będą się za ciebie wstydzić” albo „masz nikomu nie mówić, bo skrzywdzę ciebie i twojego braciszka”.  Pamiętam jak brat mojego ojca z wielką chęcią podejmował się opieki nad nami, gdy rodzice chcieli wyjść do kina lub pobyć troszkę sami. Zabierał nas na noc obiecując, że włos nam z głowy nie spadnie. Miałam tylko 8 lat, gdy wujek zabierał mnie do swojego pokoju i do swojego łóżka. Obleśny, udający dobrego człowieka facet dotykał i oglądał ciało małej dziewczynki w sposób, w jaki dziecko nie powinno nigdy zaznać. To nie był czas na to żeby oglądać nagiego, podnieconego mężczyznę. Sama straciłam rachubę jak długo to trwało, chyba kilka miesięcy. Moi rodzice zaczęli coś podejrzewać, bo z wesołej otwartej dziewczynki zmieniłam się w milczącą i zamkniętą w sobie osóbkę histerycznie reagującą na wszystko i wszystkich. Bałam się, tak bardzo bałam się im cokolwiek powiedzieć. Nie sądziłam, że mi uwierzą, bo przecież wujek to taki dobry człowiek. Dopiero mój mały braciszek powiedział, że Ula tak bardzo płacze, gdy wujek zabiera ją w nocy do swojego pokoju. Tato mało nie zabił swojego rodzonego brata, dopiero policja zdołała go odciągnąć.
Powrót do świata był i jest dla mnie wielkim wysiłkiem. Miesiące terapii u psychologa dały tylko to, że mogłam się uczyć, pracować i jako tako funkcjonować w społeczeństwie. Dzisiaj jestem na swój niedoskonały sposób szczęśliwa i to dzięki mężczyźnie. Nigdy nie sądziłam, ze ktoś złamie mnie tak szybko. Gdy ten ogromny chłopak zamieszkał w moim bloku nie sądziłam, że w moim życiu pojawi się odrobina słońca. Każdego dnia mijaliśmy się na schodach. On witał mnie szerokim uśmiechem, a ja udawałam niewidzialną przemykając koło niego ze spuszczoną głową obijając się o ścianę. Nie wiem, czemu pewnego dnia pomogłam mu dogadać się z Panią Jadzią właścicielką osiedlowego sklepiku ze świeżym pieczywem. Może dlatego, że wyglądał na bardzo głodnego i zmęczonego. Chciał kupić drożdżowe bułeczki z jagodami. Niestety Pani Jadzia to starsza kobieta nieznająca angielskiego, a gdy zagadał do niej po niemiecku i rosyjsku to mało nie zeszła na zawał. Jakby miała parasolkę pod ladą, to na pewno oberwałby po głowie, bo jej siostra została zgwałcona i zabita przez niemieckich żołnierzy, a jej tato został rozstrzelany przez NKWD w Katyniu. Teraz jest chyba jedynym Niemcem, którego lubi.

Jochen był najbardziej upartym i upierdliwym człowiekiem, jakiego znam. Walczył o każde słowo, gest i uśmiech z mojej strony. Nie zrażał się moim warczeniem i histerycznym zachowaniem. Ciągle powtarzał, że z problemami łatwiej poradzić sobie we dwoje. Widziałam panikę w jego oczach, gdy powiedziałam mu, co jest źródłem moich problemów. Nie uciekł jednak, choć wiedział jak wiele będzie musiał pokonać barier żeby się do mnie zbliżyć. Mam wyryte w głowie, gdy pierwszy raz powiedział, że mnie kocha z całym moim bagażem doświadczeń i, że chce spróbować mnie oswoić, choć wtedy jeszcze jedyny kontakt, na jaki się zgadzałam to było siedzenie na dwóch końcach kanapy. Odległość między nami zmniejszała się z każdym tygodniem, aż wreszcie pozwoliłam mu się dotknąć, objąć po przyjacielsku. Byłam tak spięta, że mało nie puściłam pawia na nowiutki dywan w salonie. Strategia małych kroczków jednak się powiodła, bo 6 miesięcy później pozwoliłam mu się pocałować. Nie wiem czy kiedykolwiek pozwolę mu na więcej, ale on ciągle jest obok żeby odgonić złe sny i wspomnienia. Twierdzi, że kiedyś będziemy szczęśliwą rodziną, będziemy mieć dzieci, dom na przedmieściach i czekoladowego labradora. Ja mu wierzę, bo nigdy mnie nie zawiódł!


Taki Schops, którego lubię, bo jest na chwilę obecną Resoviakiem.
Temat na czasie i nie mogłam się powstrzymać. Przepraszam

niedziela, 8 września 2013

Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?



OD POCZĄTKU BYŁAM Z TOBĄ SZCZERA



- Grzesiu! Wiedziałeś, na co się piszesz. Od początku byłam z tobą szczera! – łzy spływały po twoich rozgrzanych policzkach mocząc kołnierzyk eleganckiej białej koszuli. Ciężkie od mokrego tuszu rzęsy kleiły się do twoich powiek zamykając je.
- Myślałem, że nie mówisz poważnie, że zmienisz zdanie – zbolała mina twojego męża powodowała w tobie coraz silniejsze wyrzuty sumienia, choć wcale nie powinnaś ich mieć.
- Wiele razy powtarzałam ci, że nie chcę mieć dzieci i nigdy ich mieć nie będę. Kiwałeś głową i uśmiechałeś się do mnie, więc, o co ci teraz chodzi? – patrzysz wyzywająco w ciemne oczy twojego ukochanego.
- Podobno każda dziewczyna wcześniej, czy później chce zostać matką. Jaka z ciebie kobieta?- Kosok wyciąga coraz cięższe działa próbując przekonać cię do swojego zdania – chyba wiedziałaś, z czym wiąże się małżeństwo? Z czym wiąże się zakładanie rodziny? – wiesz, że go krzywdzisz, ale nie zgodzisz się na dziecko tylko po to żeby uszczęśliwić Grześka i wasze rodziny.
- Jak widzisz nie wszystkie! Nie okłamałam cię i niczego ci nie obiecywałam. Koniec tematu. Myślę, że wyczerpaliśmy już każde za i przeciw. Wałkujemy to od 2 lat, a ja ciągle zdania nie zmieniam. Wiesz, jaki jest mój stosunek do dzieci i jak zmuszenie mnie do macierzyństwa mogłoby się skończyć – twój żal zaczyna zmieniać się we wściekłość, którą kierujesz w stronę swojego męża, w tej chwili źródła twojej frustracji.
- Pewnego dnia się obudzisz i będziesz żałować, bo będziesz za stara na bycie matką! Przemyśl to jeszcze, bo inaczej nasze małżeństwo straci sens – po chwili słyszysz tylko trzaśniecie drzwi waszego mieszkania i odgłos ciężkich kroków na schodach. Grzesiek jak zwykle ucieka i nie słucha twoich racji.

Gdy dociera o ciebie, że mąż zagroził ci rozwodem próbujesz znaleźć, choć jeden powód do tego żeby to dziecko urodzić. Nigdy nie byłaś empatyczna, nie zachwycałaś się malutkimi rączkami, nóżkami, pupciami i ciuszkami. Masz blisko 30 lat i ani śladu słynnego instynktu macierzyńskiego. Nie zaglądasz do wózków, ani nie patrzysz tęsknym wzrokiem za ciężarnymi spacerującymi z uśmiechem po parku. Cała ta nagonka na twoją osobę ze strony męża i twojej rodziny jeszcze bardziej zniechęca cię do ciąży. Gdy przez ostatnie tygodnie obserwujesz jak cała Polska żyje sprawą Katarzyny W., to widzisz na jej miejscu siebie. Wiesz, że nie będziesz dobrą matką. Ba, nie będziesz żadną! 

Gdy twoja najbliższa przyjaciółka zaszła w ciążę ograniczyłaś kontakty z nią do minimum. Brakowało wam wspólnych tematów, bo ona żyła już przygotowaniami do nowej roli, mdłościami, zgagą, rozstępami i szalejącymi hormonami. Gdy urodziła ograniczyłaś się do wysyłania sms – ów, bo zapach niemowlaka powodował u ciebie odruch wymiotny. Brzydziłaś się nawet wziąć tego malucha na ręce. Nie boisz się samej ciąży, nie boisz się bólu i porodu, bo nie jesteś jakąś mimozą. Ból jest częścią życia człowieka i wcale cię to ni przeraża. Nie widzisz problemu w zmieniającej się figurze i w estetycznych następstwach bycia przy nadziei, bo wiesz, że przy odrobinie ciężkiej pracy ciało wróci do stanu sprzed ciąży. Ty po prostu nie czujesz potrzeby bycia matką, choć jak mówisz o tym głośno, to widzisz tylko dziwne spojrzenia swojej matki i teściowej oraz słowa „jak urodzisz, to się przekonasz, jakie to szczęście”. Sęk w tym, że ty nie urodzisz, nawet za cenę zakończenia swojego małżeństwa. Kochasz Grzegorza najbardziej na świecie, ale nie jesteś w stanie unieszczęśliwić dziecka tylko po to żeby on został ojcem. W naszym społeczeństwie ciągle pokutuje wizja Matki Polki i przekonanie, ze kobieta bez dziecka nie jest spełnioną. Masz jednak nadzieję, ze wreszcie coś w tym temacie się zmieni i mniej będzie historii z zabijaniem, głodzeniem i biciem tych bądź, co bądź niewinnych istotek.

Reagujesz alergicznie na próby zmiany twoich przekonań przez żonę Wojtka Grzyba, która za namową Grzesia przeprowadza z tobą rozmowę na temat pozytywnych stron macierzyństwa. Jesteś wściekła na męża za to, że angażuje obce osoby w wasze życie. Masz do czynienia z prawdziwą Matką Polką zachwyconą każdym gestem swojego dziecka, która macha ci przed oczami wielkim, mlecznym biustem. Z hukiem wyrzucasz ją za drzwi i właśnie wtedy kończysz swoje przyjazne stosunki z partnerkami kolegów męża.

Podobno mowa jest źródłem nieporozumień, ale bez niej nie jesteś w stanie kogoś poznać i przekazać mu swoich przemyśleń i pragnień. Co jeśli mówisz, przekazujesz, a nikt cię nie słucha?
Co jest gorsze? Milczenie czy brak zrozumienia? Nie oszukałaś Grzegorza, otwarcie i bez owijania w bawełnę poinformowałaś go na 3 randce, że świat jest piękny, miłość jest piękna, seks jest cudowny, ale dzieci nie będzie…

To, co piszę jest prawdą. Mam koleżankę z takimi poglądami. Dla mnie jest to nie do przyjęcia, bo uwielbiam dzieci, malutkie rączki nóżki i nawet całe poświęcenie, jakie wiąże się z macierzyństwem.