OTCHŁAŃ
Upadam. Za
każdym razem wydaje mi się, że coraz bardziej brnę w problemy, które sana sobie
stwarzam.
Wydawało mi
się, że kocham. Mam wspaniałego męża, Który mnie uwielbia, dziecko, które
zaznacza swoją obecność kopiąc mnie w żebra i wiercąc się niemiłosiernie w moim
brzuchu. Ja nawet nie wiem czy je pokocham, czy będę w stanie je przytulić.
Jaka ze mnie matka? Nie czuję nic, zupełnie nic.
Mija dzień
za dniem, jeden mroźniejszy od drugiego. -20, -23, -28, -34 – Zamarzam, tak jak
moje serce. Kazań to nie miejsce dla mnie. Łukasza ciągle nie ma. Jak nie
trenuje to gra, jak nie gra to odpoczywa i tak codziennie to samo. Nie
narzekam, bo dba o mnie jak może. Dzwoni, co godzinę dowiedzieć się jak
się czujemy, czy o siebie dbam i żeby powiedzieć, że mnie kocha.
Jestem jak
bezwolna lalka. Powinno być cudownie, powinnam niecierpliwie czekać na
narodziny dziecka, powinnam składać i zachwycać się nad miniaturowymi,
kolorowymi śpioszkami, czapeczkami i bucikami, ale tak nie jest. Czuję się
samotna i bezradna. Buduję coraz większy mur oddzielający mnie od Łukasza,
wstydzę się tego, co czuję albo tego, czego nie czuję. Przeraża mnie wizja
porodu, nie wiem czy sobie poradzę, nie ma we mnie żadnej więzi z tym, co jest
w moim brzuchu. Zero uczuć. Chcę siebie sprzed ciąży, chcę Łukasz sprzed „baby
boom”, chcę z powrotem moje życie!
Jestem
ciągle senna i nadwrażliwa nie tylko na zapachy i smaki, ale i ludzi. Wszyscy
powtarzają, że to normalne, że to hormony, że dziecko wysyła mi sygnał, że jest
i chce odpowiedzi, że je kocham, oczekuję i pragnę. Ja nie potrafię!
Łukasz
nawet, jeśli jest bardzo zmęczony po meczu i długiej podróży potrafi godzinami
mówić do mojego brzucha. Czyta maleństwu bajki, mówi jak bardzo je kocha i jak
bardzo czeka, a ja jestem zazdrosna. Nie! Nie o Łukasza tylko o więź, którą
zbudował z dzieckiem.
Mój mąż nie
jest głupi. Widzi, że jest coś nie tak pomimo moich zapewnień, że czuję się
świetnie. Boi się i próbuje mi pomóc, ale ja ciągle odtrącam jego dłoń. W mojej
chorej głowie zakorzeniła się wizja mnie, jako kobiety poświęcającej się tylko
dziecku, bez myślenia o sobie i swoich potrzebach. Przeraża mnie to ograniczenie
wolności. Łukasza nie będzie jak teraz, a ja zostanę z tym sama. Izolacja,
rezygnacja z pracy, brak życia towarzyskiego. Niestety widzę tylko to, co złe.
Jak będą wyglądać moje kontakty z mężem po porodzie? Czy będę dla niego
atrakcyjna, jako gruba mamuśka z rozstępami? Czy będzie mnie jeszcze pożądał?
Czy odzyskam kiedyś ochotę na seks?
Z każdym
dniem było coraz gorzej. Im bliżej rozwiązania tym jest mi ciężej.
Niespodziewanie
poród rozpoczyna się 3 tygodnie przed terminem w trakcie mojego pobytu u
rodziców, w obskurnym szpitalu w małej miejscowości. Z dala od Łukasza, wynajętej prywatnej sali i
własnej położnej. Pierwszy raz nie myślę o sobie, pierwszy raz boję się o
dziecko i jego zdrowie. Leżę z rozłożonymi nogami na sali z trzema innymi kobietami
zasłonięta jedynie parawanem, albo raczej kawałkiem szmaty. Jakiś obcy
mężczyzna odwiedzający żonę perfidnie zagląda mi między uda. To najbardziej
upokarzające doświadczenie w moim życiu. Ból rozrywa moje wnętrzności, a nagły
jego brak powoduje jęk ulgi. Na sali panuje jednak cisza przerywana tylko
krzykami innych rodzących. Nie słychać płaczu mojego dziecka. Przerażenie łapie
mnie w soje szpony. Co z moim dzieckiem? To moja wina! Nagle słyszę głośnie
kwilenie przerażonego niemowlaka. „Ma pani zdrową córkę, a na pewno ma zdrowe
płuca”. Ktoś kładzie na mojej piersi okrwawione, pomarszczone i oblepione
zielonkawą mazią stworzonko. Łkam kładąc dłoń na jej pupie. Jestem szczęśliwa,
najszczęśliwsza na świecie. To moje dziecko, moja córka, mój świat!
----------------------------
Tutaj będą tylko takie pojedyncze wytwory mojej wyobraźni. Napisane podczas przerwy w pracy lub tuż przed snem.
Druga sprawa jest taka, że dzięki temu blogowemu światku stałam się mniej aspołeczna i nawet założyłam gg:). W związku z tym zostawcie mi swoje numery jeśli chcecie być informowane (żebyśmy sobie wzajemnie nie zaśmiecały postów) i zapraszam także do rozmowy jeśli macie ochotę: o siatkówce, siatkarzach:, życiu na poważnie i o głupotach 47747065 - będzie mi bardzo miło:)
O, to ja się piszę na informowanie przez gg ;) 38784494 - mój numer ;p
OdpowiedzUsuńOpis jest lekko wstrząsający, jak dla mnie przynajmniej. Ale z drugiej strony zapewne prawdziwy. Czasem lubię oderwać się od tego surrealistycznego światka blogów (do którego sama należę, ale to inna bajka, bo kocham to środowisko) i przeczytać coś życiowego ;)
Dziękuję ;*
Buźki ;*
Zakręcona ;)
Dziękuję za wiadomość, mój numer masz ale tak dla przypomnienia 3638730 :)
OdpowiedzUsuńOpis przeżyć matki jest wstrząsający ale ja jej za to nie potępiam. Nie jestem matką ale pewnie większość z przyszłych mam ma takie myśli, zwłaszcza gdy zbliża się termin porodu. Ale jak widać, dziecko urodziło się zdrowe a bohaterka jest najszczęśliwszą kobietą pod słońcem:)
Pozdrawiam:)
Marcy
Chyba nie potrafię skomentować tego w sposób logiczny i sensowny. Mogę jedynie napisać, że nie zawsze taki stan kończy się wraz z porodem. Moją przyjaciółkę trzymał przez 3 lata... Okropne 3 lata. Chyba czas zerwać ze stereotypem Polki-urodzonej do macierzyństwa i zabrać się za pomoc psychologiczną dla tych, które mogły, ale nie chcą i tych, które chcą, ale nie mogą. No... Przepraszam. Nie tak powinien wyglądać komentarz...
OdpowiedzUsuńObserwacja znów działa, więc nie musisz informować. Jeśli jednak chciałabyś porozmawiać - zapraszam 6209828 :)
Po pierwsze bardzo się ciesze, że zaczęłaś pisać :) Od kiedy jesteś w tym blogowym świecie zawsze pamiętam Cię jako komentującą bez własnych blogów, a tutaj widzę, że w końcu się ujawniłaś z pisaniem ;) I bardzo dobrze, bo piszesz naprawdę bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę nie każda kobieta jest gotowa na macierzyństwo i bohaterka to doskonale uzewnętrznia. Często boją się jak to będzie, boją się o relacje małżeńskie, ale tak naprawę to bardziej mężczyźni boją się o swój los kiedy pojawi się dziecko.
Mnie nie trzeba informować bo trafie jak będzie nowość, ale jakbyś chciała porozmawiać czy coś to zapraszam - 1368561.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie że czytałam o sobie. W ciąży nie byłam i się nie spodziewam, ale do tej pory nie widzę siebie w roli matki, kogoś kto odda swoje życie niemal w 100% dla dziecka. Może kiedyś całkiem mi się odmieni i o tak powiem że chcę zostać mamą, bo jak na razie ta wizja i tak mnie przeraża. Opis szpitala wypisz wymaluj jak w mojej miejscowości, sala porodowa i to co się w niej dzieje również. Ucieszyło mnie to że w trakcie porodu bohaterka wreszcie poczuła że to jej dziecko, ze jej kocha i nie chce go stracić, to daje mi nadzieję że i ja kiedyś odnajdę w sobie chęć macierzyństwa
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam obydwa wpisy i bardzo mi się one spodobały ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście chce być informowana na gg: 32765106
Obydwa wpisy świetne :) zostanę i poproszę o informowanie 33054052 :)
OdpowiedzUsuńA to proszę, informuj, chętnie też na luzie pogadam - 5891339 ;))
OdpowiedzUsuńO matko, Łukasz ojcem, i to jeszcze w takiej wersji! Po czytaniu brzuszkowi mogę umierać!!
Bo do bycia matką trzeba po prostu dojrzeć. A najłatwiej to zrobić chyba właśnie po porodzie. Trzymanie takiego maleństwa na piersi to z pewnością najcudowniejszy widok tego świata. :)))
Kocham twoje opisy, wiesz? Wywołują we mnie tyle emocji, że nie wiem co potem zrobić, co napisać. Nic kompletnie. Bycie matką jest trudne. Trzeba się do tego przyzwyczaić, umieć poświęcić całe swoje życie dziecku. Z resztą... co ja mogę o tym wiedzieć. mogę tylko przeczuwać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam sposób w jaki piszesz swoje blogi. Wszystkie twoje wpisy są takie realne...
OdpowiedzUsuńŁukasz jako ojciec? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić...
Macierzyństwo jest zapewne bardzo trudną rolą. Do tego trzeba dorosnąć. Ale co ja się wypowiadam na temat, na który nie mam zielonego pojęcia. Nie jestem matką i szybko nią nie zostanę...
Gdybyś mogła informuj. Numer masz ale tak na wszelki wypadek 47485290 ;)
Pozdrawiam A. ;*
To, żeby nie zaśmiecać sobie wzajemnie blogów, zostawiam Ci mój nr gg 11011781, informuj o nowościach, będę wdzięczna. :)
OdpowiedzUsuńŁukasz w roli ojca = ta wizja bardzo mi się podoba! Pomimo częstych wyjazdów i treningów, zawsze znalazł czas, żeby porozmawiać ze swoją dzieciną; pokazać, że czeka na jej narodziny, pozwolić jej czuć swoją obecność. To naprawdę jest kochane... :)
Niekiedy tak już jest, że do macierzyństwa trzeba dojrzeć. Widocznie nasza bohaterka potrzebowała czasu na różne przemyślenia... Widok takiego Malca przy boku, potrafi zmienić nasze nastawienie diametralnie.:) Cieszę się, że w żonie Łukasza coś pękło, coś się w niej ruszyło; coś, co spowodowało, że pokochała tę Kruszynę :)