CZY WYBACZYSZ MI??
Czym jest
szczęście? Moim szczęściem był zawsze Paweł, nasze dzieci, a dopiero później
cała reszta. Miałam swoje życie, pracę, spełniałam się zawodowo, ale zawsze życie
rodzinne stawiałam ponad wszystko inne. Jesteśmy małżeństwem od ponad 10 lat,
ale dziś oficjalnie przestaniemy nim być. Stojąc przed brązowymi drzwiami sali
sądowej chyba po raz pierwszy od wielu miesięcy mam ochotę się rozpłakać uciec
stąd jak najdalej. W miejsce bez wspomnień, żali i tego dołującego smutku nad
zakończonym etapem życia, który miał trwać dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Patrząc w smutne, jasne oczy za chwilę byłego męża mam wyrzuty sumienia, że nie
potrafiłam zapomnieć i zacząć od nowa. Jak na złość akurat dziś moją głowę
zalewają fale pozytywnych wspomnień, wspólnie spędzonych szczęśliwych chwil. Moment,
w którym się poznaliśmy i mojej niechęci do niego z powodu jego rudych włosów i
trudnego charakteru. Powoli rodzące się uczucie, które zmieniło się jak mi się
wydawało w niezniszczalną miłość. Narodziny naszych dzieci i jego wielką radość
i zaangażowanie w bycie ojcem mimo braku czasu i ogromnego zmęczenia ciągłymi
treningami. Było pięknie, wydawało mi się, że tak zawsze będzie. To, że tutaj stoimy
nie jest w stu procentach winą Pawła, bo mam świadomość, że zaniedbałam to
uczucie, zbyt mocno uwierzyłam w jego siłę. To był błąd, błąd zaniechania.
Pierwszym i
najważniejszym błędem była zgoda na rozłąkę. On mieszkał w Kędzierzynie, a ja w
naszym rodzinnym mieście gdzie dzieci chodziły do szkoły, a ja miałam pracę.
Wydawało nam się, że te kilkanaście kilometrów nie zniszczy tego, co nas łączy,
że będziemy się odwiedzać i tęsknota zbliży nas do siebie jeszcze bardziej.
Na początku
nie było tak źle. Odwiedzaliśmy się często i było lepiej, bo przecież tak
naprawdę nic się nie zmieniło. Widywałam go nie wiele rzadziej niż wtedy, gdy
mieszkaliśmy razem.
Moje
rozmyślania nad szczęściem w małżeństwie przerywa jedna ostra jak brzytwa myśl
o tej pamiętnej nocy. Nocy, w której moje życie rozpadło się jak domek z kart,
a serce roztrzaskało się o podłogę kędzierzyńskiego mieszkania mojego męża. Pamiętam
jak dziś, gdy koło 22 dotarłam pod jego drzwi i cichutko weszłam chcąc zrobić
mężowi niespodziankę. W mieszkaniu panował mrok i cisza, a im dalej wchodziłam
tym bardziej się denerwowałam. Jakbym przeczuwała, że stanie się coś
strasznego. Jedynie zza drzwi sypialni Pawła wydobywała się cienka smuga
światła i dochodziły z stamtąd dziwne dźwięki jakby mlaskanie, sapanie i
chichot. Ewidentnie słyszałam kobiecy głos. Zatrzymałam się na chwilę bojąc się
tego, co zobaczę i tego jak bardzo będę cierpieć. Musiałam jednak się upewnić,
bo być może mój mąż ogląda porno i w tamtym momencie nie wydawało mi się to
takie złe. Niestety widok, jaki zastałam uchylając lekko drzwi mało nie zwalił
mnie z nóg. Nieznajoma blondynka właśnie robiła dobrze mojemu mężowi. Pociągało
mnie na wymioty, gdy patrzyłam jak lalunia połyka jego członka i jak jemu jest
bardzo przyjemnie. Wiem, kiedy mój mąż jest na granicy orgazmu i właśnie teraz
mam przed oczami jego szczytowanie w jej ustach. Zakryłam twarz dłonią i cicho
wycofałam się do kuchni. Nawet mnie nie zauważyli tak bardzo pochłonięci byli
sobą. Nie miałam zamiaru robić scen ani płakać. Jestem silną kobietą, ale nikt
nigdy mnie tak nie upokorzył. Zatykam uszy słysząc rytmiczne skrzypienie łóżka
i postanawiam opuścić to mieszkanie raz na zawsze. Zostawiłam na stole
karteczkę z pozdrowieniami i kluczami, bo chciałam być pewna, że jak skończy,
to dowie się, że tutaj byłam.
Byłam twarda
i do dnia dzisiejszego nie uroniłam jednej łzy, nawet wtedy, gdy mnie
przepraszał i błagał o wybaczenie zapewniając, że to był jednorazowy wybryk i,
że już nigdy się nie powtórzy. Miał rację! Nigdy już mnie nie zdradzi, bo już
nie będziemy tworzyć rodziny. Zawsze będą łączyć nas dzieci i wspólna przeszłość,
ale przyszłości nie będzie.
Z letargu
wyrywa mnie smutny głos Pawła.
- Dlaczego
nie potrafisz mi wybaczyć?
- Wybaczyłam
ci już dawno Paweł. Niestety nie potrafię zapomnieć – naszą krótką wymianę zdań
przerywa wezwanie na salę, w której po raz ostatni będziemy państwem Zagumny. Wyjdziemy
stamtąd jako wolni ludzie, choć niekoniecznie szczęśliwi.
Ten rozwód
to dla mnie prawdziwa katastrofa i życiowa porażka, ale nie wierzę w drugą
szansę, nie potrafię jej dać, choć Bóg mi świadkiem, że chciałam. Nie jestem w
stanie jednak zaufać, nie jestem w stanie znowu wpuścić go do swojego serca i
łóżka. Ciągle mam przed oczami jego wykrzywioną przyjemnością twarz. Zawsze
twierdziłam, że zdrada niszczy związek i tak właśnie stało się z moim.
W tych partach pokazuję część mnie i
moich przekonań. Tak właśnie ja widzę zdradę i jakoś sobie nie wyobrażam, że
można o tym zapomnieć.